.png)
– Dopóki nie jesteśmy pewni informacji, trzeba podawać źródło. Dzięki temu wiadomo, gdzie weryfikować informację – przypomina Arleta Bojke. Pierwszego dnia rosyjskiej agresji na Ukrainie szczególnie w mediach społecznościowych pojawiło się sporo nieścisłych informacji lub wręcz dezinformacji.
Według dziennikarza „Newsweek Polska” Mariusza Kowalczyka, który jest w tej chwili na Ukrainie, wśród wartych uwagi mediów są:
– To są sprawdzone i wiarygodne media, w których pracują dobrzy dziennikarze – zaznacza Kowalczyk. – Można na nich polegać.
Ukraiński dziennikarz Sashko Shevchenko, zajmujący się polityką zagraniczną i pracujący m.in. dla Radia Wolna Europa, wymienia z kolei:
Z kolei Arleta Bojke, dziennikarka redakcji zagranicznej TVP Info, przypomina, że dla dziennikarza równie istotne jest spoglądanie, co dzieje się w mediach po stronie rosyjskiej. Tu sugeruje:
– Jeśli weźmiemy pod uwagę poziom źródeł rosyjskich, to te są zobiektywizowane i zwykle opatrzone komentarzem. Trzeba jednak mieć na względzie, że rosyjskie media dostały wytyczne, aby podawać informacje tylko z państwowych źródeł – mówi Bojke.
Dziennikarka śledzi także relacje:
– Należy pamiętać, że dopóki nie jesteśmy pewni informacji, trzeba podawać źródło. Dzięki temu wiadomo, gdzie weryfikować informację – zaznacza Bojke.
. Analiza treści przeprowadzona przez Instytut Badania Internetu i Mediów Społecznościowych wskazuje, że głównym celem szerzenia dezinformacji jest wywołanie poczucia braku zaufania do działań administracji rządowej oraz organizacji międzynarodowych, a także podsycanie wśród Polaków poczucia zagrożenia ze strony obywateli Ukrainy.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie